W przypadku tego serialu nie obejdzie się bez porównań ze szwedzką ekranizacją dzieł Mankella: w tym porównaniu obie skandynawskie wersje wypadają zdecydowanie blado. Brytyjski odpowiednik jest mniej hermentyczny, bardziej uniwersalny i bardziej intrygujący. Największe uznanie należy się oczywiście aktorom, z Kennethem Branaghiem na czele. Obsadzenie aktora szekspirowskiego w roli małomiasteczkowego policjanta było doskonałym posunięciem (otrzymał on nominacje do wszystkich możliwych nagród telewizyjnych). Kurt Wallander w wydaniu Kennetha Branagha to normalny facet przechodzący kryzys wieku średniego, siwiejący, z podkrążonymi oczami i trzydniowym zarostem – jednocześnie wiecznie znużony, pogrążony w melancholii i niepewny swych poczynań. Do niego właśnie odnoszą się słowa z piosenki tytułowej: "Twelve thousand miles away from your smile, I'm twelve thousand miles away from me." Każda zmarszczka widniejąca na jego twarzy to nie tylko zwykła oznaka starzenia się, ale zarazem widoczny ślad nieszczęść i cierpień, których był świadkiem. Jakaś paraliżujący stan depresyjny, niepokój w jego zmęczonych oczach przywodzą na myśl niemy krzyk wydawany przez postać z płótna Muncha.
Wallander przybywszy na miejsce zbrodni widzi nieopodal pole, na którym uprawiana jest pszenica. Kierowany jakimś przeczuciem podchodzi do zboża, dotyka palcami kłosów, w końcu schyla się, maca ziemię powolnie posuwając się w głąb pola, uporczywie przeczesuje całe pole... wreszcie znajduje to, czego szukał. Scena ta, jak żadna wcześniej, w genialny sposób określa, co to znaczy mieć tzw. nosa, dlaczego ktoś może być policjantem z powołania a ktoś inny nie: to po prostu instynkt. I ten instynkt właśnie, powoduje, że Wallander się nie poddaje, a my śledząc przed telewizorem jego poczynania, stajemy się jego najwierniejszymi kibicami.
W tym serialu znajdzie się wiele tego typu scen i dla nich właśnie warto go oglądać. Warto go oglądać również dla klimatu rodem z filmów Bergmana: ciągle obserwujemy bohatera będącego w drodze, udającego się gdzieś swoim szwedzkim Volvo - niby nic się nie dzieje, ale zarazem sceny te mówią wszystko. Jednych może nużyć ta senna narracja, lecz jest ona równie ważnym składnikiem co sama postać Wallandera, dodaje ona głębi psychologicznej – ciągły widok szwedzkich krajobrazów (serial kręcony jest na miejscu, w autentycznej scenerii), niekończące się pola, łąki, lasy uzmysławiają pustkę emocjonalną głównego bohatera. Dodatkowo ten powolny sposób opowiadania buduje konieczne w serialu kryminalnym napięcie - jakiś złowrogi spokój panujący w małej, szwedzkiej miejscowości....
Swoją interpretacją Kenneth Branagh doprowadził rolę szwedzkiego policjanta do perfekcji - żaden inny aktor nie potrafił w tak przekonujący sposób oddać wewnętrzne rozterki bohatera posługując się jedynie kilkoma gestami, ledwo zauważalną mimiką twarzy (chociażby w odcinku, w którym po ciężkiej depresji wraca do pracy - majstersztyk!). W 2009 roku Henning Mankell postanowił skończyć swoją serię o Wallanderze, dlatego też obecnie trwają prace nad ostatnimi odcinkami serialu - ale na szczęście przed nami jeszcze długie, zimowe wieczory... ze szwedzkim kryminałem na osłodę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz