Producentem Justified jest Graham Yost, znany głównie jako scenarzysta (Uwaga: napisał scenariusz do filmu Speed!) i jako producent telewizyjny (The Pacific – we współpracy ze Spielbergiem). Jego najświeższe dzieło opowiada o Szeryfie Federalnym Raylanie Givensie (w tej roli Timothy Olyphant) pracującym w Miami, który po nieuzasadnionym użyciu broni palnej zostaje dyscyplinarnie usunięty ze stanowiska i przeniesiony do rodzinnego miasta w stanie Kentucky. Tu spotyka dawnych kumpli z dziecięcego podwórka, z których większość została przestępcami. Taka zapowiedź brzmi rzeczywiście ciekawie i to wcale nie dziwi, gdyż scenariusz serialu został oparty o bestsellerową opowieść Elmore'a Leonarda pt. Fire in the Hole. Leonard jest mało znany polskim czytelnikom (raptem 5 przekładów, wydanych na początku lat 90tych), ale w Stanach należy do czołówki najpopularniejszych pisarzy, a scenarzyści z Hollywood nierzadko sięgają po jego powieści, jak chociażby Steven Soderbergh (Co z oczu, to z serca, 1998) albo Quentin Tarantino (Jackie Brown, 1997) - pewnie głównie z powodu genialnych dialogów, z których pisarz jest znany. I rzeczywiście: soczystych, błyskotliwych dialogów jest niemało w serialu Justified.
Obok dialogów mamy oczywiście ciekawe postaci i intrygujące zwroty akcji. Timothy Olyphant jako Raylan Givens niejako po raz kolejny wciela się w tą samą postać, dzięki której zdobył kilka lat wcześniej rozgłos: czyli jako Seth Bullock w genialnym westernie Deadwood. Podobnie jak w Deadwood także i tu jego bohater rzadko traci panowanie nad sobą ratując się z niejednej opresji nie tylko dzięki umiejętnościom strzeleckim, ale także dzięki umiejętnościom komunikatywnym. Lakoniczny, z ledwo widocznym, ironicznym uśmiechem i kowbojskim kapeluszem na głowie – to jego znaki rozpoznawcze. Jego alter ego to miejscowy gangster i były kolega ze szkolnej ławki, Boyd Crowder (Walton Goggins, znany głównie ze Świata Glin) i choć uwielbiam szeryfa, muszę przyznać, że co najmniej od połowy drugiego sezonu oglądam serial głównie dla tego pierwszego. Scenarzyści rzeczywiście się popisali i stworzyli człowieka z krwi i kości, postać która za każdym odcinkiem zaskakuje i zachwyca.
Obok pary głównych bohaterów pojawia się oczywiście cały szereg innych, równie intrygujących postaci i wątków (konflikty na tle rasowym, konflikty pokoleniowe, konflikty na osi miejscowi-miastowi, itd.). Klimat serialu najlepiej oddaje piosenka tytułowa, w której rap został wymieszany z muzyką country: jest on jednocześnie cool i oldschool, i przede wszystkim: jest arcy-amerykański jak Elvis Presley właśnie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz