sobota, 15 września 2012

Girls: Dziewczęta z Nowego Jorku

Nie dajcie się zwieść obietnicom składanym w nagłówkach gazet i w portalach internetowych: Girls nie ma nic wspólnego z kultowym Seksem w wielkim mieście. Owszem, bohaterki najnowszej produkcji HBO w dialogach nieraz wspominają legendarny serial o nowojorskich singielkach (u jednej z nich wisi nawet plakat reklamujący film kinowy), ale poza liczbą głównych bohaterek (4) i miejscem akcji (Nowy Jork) Dziewczyny niewiele łączy z ekranizacją książki Candance Bushnell. Tematem pierwszego był postmodernistyczny feminizm (według generacji 30+), podany w lekkostrawnej postaci okraszonej Happy Endem. Girls natomiast przedstawia środowisko pokolenia 20+, bez różowego lukru na wierzchu, za to z dużą dozą realizmu i sporą szczyptą sarkazmu.


Girls


Zacznijmy od tego, że akcja przeniosła się z ekskluzywnych apartamentów Manhattanu na hipsterski Brooklyn do małych, ciasnych, dwupokojowych mieszkań dzielonych ze współlokatorami. Hannah, Marnie, Shoshanna i Jesse, dwudziestoparolatki prosto po studiach, nie noszą ani designerskich ciuchów ani nie przesiadują w najmodniejszych barach, kawiarniach i restauracjach Wielkiego Miasta. Znajdując się na początku tzw. kariery zawodowej i będąc jednocześnie niepewnym tego, kim tak naprawdę chcą być, bohaterki lawirują od fuchy do fuchy, od wiecznego stażysty do asystentki dyrektora drugiej kategorii. Serial jest ważnym głosem w dyskusji wokół tzw. pokolenia Y, pokolenia dobrze wykształconych, bystrych i dość ekscentrycznych młodych osób, którym świat pogrążony w kryzysie gospodarczym nie wiele ma do zaoferowania, gdyż inteligencja i edukacja już nie wiele znaczą. Protagoniści Girls borykają się nie tylko z wizją spłacenia ogromnego długu zaciągniętego w trakcie studiów, mają także nie lada problem z odnalezieniem się w świecie dorosłych, do którego jeszcze de facto nie dojrzeli, a który jawi się tu jako zbiorowisko konformistów, nieudaczników i obleśnych seksoholików. Również kontakty seksualne, które dziewczyny odbywają, przedstawiane są w przygnębiający, naturalistyczny, wręcz werystyczny sposób, jak sceny prosto z internetowego porno, na którym ich rówieśnicy ewidentnie się wzorują - sceny te w niczym nie przypominają pełnych humoru przygód łóżkowych Samanthy w Seksie w wielkim mieście.

Podobne problemy, co tytułowe Dziewczyny, mieli już bohaterowie filmu Reality Bites (polski tytuł: Rzeczywistość skrzeczy) z 1994 roku, w którym została sportretowana generacja X. Brak pieniędzy i perspektyw, powikłane kontakty hetero i homoseksualne, lęk przed chorobami wenerycznymi – minęło prawie dwadzieścia lat, a czas jakby się zatrzymał. Mamy fejsa, komórki i wifi, ale zagadnienia związane z dojrzewaniem wiecznie te same.


Rzeczywistość skrzeczy


Nie oznacza to, że serialu nie warto oglądać, wręcz przeciwnie. Dunham to bardzo inteligentna, młoda osóbka, która w wieku zaledwie 24 lat zdobyła rozgłos dzięki własnoręcznie nakręconemu filmowi pt. Tiny Furniture. Kąśliwy humor, ostre dialogi, zaskakujące perypetie miłosne i życiowe, nerwice i natręctwa głównych bohaterek przywodzą na myśl wczesne dzieła Woody'ego Allena. Dlatego też, jestem pewna, że po Lenie Dunham możemy spodziewać się jeszcze bardzo wiele. „Jestem głosem swego pokolenia”, oświadcza grana przez nią postać, i jest to stwierdzenie jak najbardziej prawdziwe.



Tiny Furniture, reż. Lena Dunham

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz